piątek, 30 grudnia 2016

Andrzej Różycki. Teksty i wypowiedzi dotyczące wystaw fotograficznych o charakterze sakralnym


Andrzej Różycki w mieszkaniu na ul. Ćwiklińskiej w Łodzi. lata 80.


„(...) Uświadomiłem sobie wieczną potrzebę sacrum. Odkryłem na nowo, że sztuka polega na ciągłym chwaleniu Najwyższego. Z Bogiem istniała ona przez większą część swojego rozwoju. Nagle gdzieś się to urwało. Mój program oparty na tym doświadczeniu trwa do dziś. (...) „Koszulki” to forma pozornie „luźna”, ludyczna, częstokroć z elementami i cytatami dewocyjnymi, również z pewną lekkością w traktowaniu materii fotograficznej. W istocie idea najgłębsza z najgłębszych, sięgająca do spraw elementarnych, prymarnych... Pytania podstawowe o sens człowieka w świecie i co ważniejsze istnienie Najwyższego w obszarze sztuki, a tym samym rolę, zakres i sens tworzenia, istotę sztuki. Włączając powagę idei sacrum w swojej fotografii, oddaliłem się od sztuki żartu dla żartu, czyli swoistego profanum...”
- Andrzej Różycki, rozmowa z Krzysztofem Jureckim, Poszukiwanie sensu fotografii. Rozmowy o sztuce. Łódź 2007 r.

„W każdej pracy z tego cyklu („Koszulki P.M.”) były znamiona kultury katolickiej, była wyraźna manifestacja. Było „dokładanie” do obrazu, dokładanie jak koszulki do wizerunku Maryi. Używałem swoich zdjęć najczęściej z czasów „Zera”, dodawałem pewne dewocjonalia, które były manifestacją i w każdym przypadku było to budowanie indywidualnych znaczeń. (...) nie byłem dzięki temu podatny na bieżący nurt, na bieżącą sytuację. Myślenie o sacrum jest wyzbyte z myślenia o doczesności, o modzie.”
- Andrzej Różycki, rozmowa Piotrem Lelkiem, Wywiad z artystą przeprowadzony XII 2006 – III 20007

Zajmowanie się sztuką to jest problem sacrum. Jest kilka wektorów, że to sacrum we mnie powstało. Zaczęło się od zdania sobie sprawy, że fotografia jest w pełni uprawomocnioną dziedziną sztuki! Wtedy był powszechny kompleks fotografii, fotografów, ale my swoimi działaniami, zwłaszcza Warsztatowymi, intelektualnymi, konceptualnymi udowadnialiśmy, że pozwala ona stworzyć samoistne dzieło sztuki. Zaznaczaliśmy, że fotografia jest tworzywem do wyrażania każdej idei.
„Przykładałem krzyże i ukrzyżowanego bezpośrednio na styk do papieru fotograficznego pod powiększalnikiem. Były to przeważnie dzieła sztuki prymitywnej i ludowej, zdjęte z moich ścian, z mojej prywatnej kolekcji tejże sztuki. I właśnie te dotknięcia, czyli prace z wystawy: „Moje prywatne Kalwarie”, to spotkanie wszystkich moich pasji i zawodów w jednej artystycznej manifestacji. (...) Doświadczenie z obserwacji religijnych ludowych obrzędów, nieustanne patrzenie na własną kolekcję dzieł sztuki ludowej i naiwnej, a także znajomość światopoglądu i postaw twórczych autorów tych dzieł, moje zauroczenie fotografią, stworzyło tą osobistą „Kalwarię”.
-         Andrzej Różycki, rozmowa z Krzysztofem Jureckim, op.cit.

„Sztuka artystów naiwnych, „innych”, wiejskich wielokrotnie przyczyniła się do tej czy innej mojej inspiracji, pozostawiła realne ślady w moich dziełach. Nie mogło stać się inaczej, gdyż charakter dzieł artystów naiwnych zgromadzonych przeze mnie, ich intensywność, moje codzienne z nimi obcowanie wrosło we mnie. Dzieła te często karcą mnie, pouczają, przypominają o pokorze (...). To nie kto inny moi „nieprofesjonalni” i chyba tylko oni tak naprawdę zwracają uwagę na właściwą proporcję i miarę człowieka, tego świata oraz świata odleglejszego, odwiecznego (...) skłaniam do refleksji, dając własne dowody przez swoje działania artystyczne. Myślę o dowodach wartości powtórnego usakralizowania zachowań sztuki, wyłącznie z korzyścią dla tej ostatniej. (...)”

„Nie stoi za mną żadne pozerstwo czy moda, wolę działać peryferyjnie  niż podążać za głównym nurtem. Jestem tym samym w pewnym sensie pod prąd, w opozycji, bo aktualnie artyści chcą być liberalni, ni chcą przyznawać się do bycia religijnymi, uznając to za strefę osobistą. W tym sensie jestem pewną awangardą. W stanie wojennym czułem, że mi przyznano rację, ale w momencie eksplozji wolności to przestało się w ogóle liczyć, stało się nawet wstydliwe. Teraz te idee nie przekonują. (...) Nie liczę przez to na sukcesy w środowisku artystycznym i krytycznym. Dla mnie ważna jest konsekwencja, rozwój myśli. Mam osobistą radość, tym bardziej, że czuję, że to pole jest opuszczone, więc prawie własne.” Andrzej Różycki, rozmowa Piotrem Lelkiem, Wywiad z artystą przeprowadzony XII 2006 – III 20007



„Chusta Weroniki” BWA Łódź 1989
(...) Z wszystkich odbić najwznioślejszy pozostanie obraz uzyskany przez desperacki akt pobożnej niewiasty, Weroniki, która przedarła się przez kordon wojowników rzymskich (co nie udało się wcześniej tego uczynić nawet samej Matce Bożej) i otarła czysta chusta twarz Chrystusa, otrzymując tym samym Boskie Oblicze Jezusa. Nie ważne się staje czy Weronika jest postacią prawdziwie historyczną, w zapisach ewangelicznych, czy apokryficznych nie pojawia się, a mimo to, ten akt i działanie jest wpisane na stałe jako kanon VI stacji Drogi Krzyżowej. Imię mistycznej niewiasty zrodziło się prawdopodobnie z gry słów: łac.- gr. Veraicon; łac. vera – prawdziwy; eikon – wizerunek, obraz. Prawdziwy obraz! Weronikę zrodziła potrzeba mitu, przemożna chęć uzyskania obrazu doskonałego, dorównującemu Boskiemu obliczu. I tak powstał obraz – odbicie, archeiropoietos -  „nie-uczyniony-rekami” (ludzkimi). Nie wątpliwie można go uznać za pierwotyp pierwszej odbitki fotograficznej. Powstała być może niedoskonała odbitka techniczna, lecz niezastąpiona co do trafności formy natchnionej idei. Wizerunek ten przyczynił się do powstania setek, tysięcy innych, dalszych replik, kopii: mandylionów, ikon i obrazów mających za wzór chustę Weroniki. (...) Dla mnie ... wydaje się konstatacja wynikająca dla fotografii z refleksji nad Veraicon, nad duchowymi narodzinami fotografii. Ogrom możliwości interpretacyjnych w tym mitycznym odbiciu sprowokowały mnie do działań twórczych, które mają złamać przyrodzoną fotografii płaskość i dosłowność. Drogą różnych operacji fotograficznych, mechanicznych, plastycznych, chcę uzyskać taki obraz fotograficzny, który by posiadał jak największą ilość odniesień... Dążę do tego, by fotografia miała to co trudno było do tej pory uzyskać: głębię, dyskurs z czasem, historią i mitem...


„Drzewo poznania” Galeria FF Łódź 1990
Najprościej i najkrócej mówiąc, obecny motyw drzewa pojawił się  u mnie jako swoisty głód sacrum, który jak sądzę winien towarzyszyć sztuce. (...) Wydaje mi się, iż fotografia, biorąc pod uwagę jej naturę i potencjalne możliwości, a także po tek wielu doświadczeniach, posiada wszelkie cechy immanentne do prezentowania złożonego świata duchowego, przenoszenia wielu symboli, tworzenia projekcji wielu mitów.
„Nieustająca desakralizacja człowieka współczesnego wypaczyła treść jego życia duchowego, nie niszcząc jednak wzorców jego wyobraźni; w strefach wymykających się kontroli trwa i żyje cała zdegradowana mitologia. Zdegradowane obrazy stanowią potencjalne punkty wyjścia do odrodzenia duchowego współczesnej ludzkości.” Mircea Eliade.
W tej wystawie starałem się sięgnąć i zmierzyć być może najstarszym i, co zarazem najistotniejsze, najgłębiej tkwiącym w nas: to tęsknota za początkiem, za czystością, za wartościami prymarnymi, klasyczną „nostalgią za rajem”. Tęsknota ta, szukająca źródeł, początków jest tęsknotą religijną. (...) Modelem podstawowym, elementarnym wyrażającym i obrazującym „tęsknotę za rajem” jest drzewo i ono staje się bohaterem tej prezentacji. Drzewo jednostkowe sfotografowane w skali wzroku i optyki, a także dzięki dalszym możliwością w technice i technologii ciemni, przemienia się w drzewo symboliczne. Religijna wizja pozwala inaczej spojrzeć na fenomen drzewa, „rozszyfrowuje” rytm wegetacyjny i nadaje mu głębszy sens rytmów kosmicznych. „Obraz drzewa obrano nie tylko jako symbol kosmosu, ale także dla wyrażenia życia, młodości, nieśmiertelności, mądrości...” Mircea Eliade. Interesuje mnie właśnie ten sakralny punkt widzenia drzewa, który ujawnia najgłębsze struktury świata. Wątków mitologizujących drzewo jest bardzo wiele, rozważań o nich starczy dla artystów wszystkich pokoleń. Mnie zafascynował legenda bliska mitom chrześcijańskim, iż Chrystus umarł na krzyżu zrobionym z „drzewa żywota” posadzonym przez Boga Ojca w raju. (...)

„Moc sakralizacji” Galeria FF Łódź 1993
(...) Żywość płomienia potrzeba ognia, ciepła i światła tkwiła we mnie przez cały czas bardzo mocno (chyba tak jak w każdym z nas). Kiedy zwróciłem się w sztuce ku istocie sacrum – wtedy do uznania wagi płomienia, do światła było już blisko. Wiem, że ja jako człowiek przez zainicjowanie płomienia świecy mam moc sprawczą usakralizowania wybranych przez siebie świadomie miejsc, w tym wypadku przyrody. Żeby nie być zarozumiałym mogę to czynić na własny użytek i chociażby na czas trwania płomienia w tym miejscu.(...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz