piątek, 30 grudnia 2016

Fotoandrzejozofia (2010)

Cykl Fotoandrzejozofia jako aneks do wystawy Człowiek w nieskończoności zapisu, Muzeum Kinematografii, Łódź, 2015/2106, kurator Andrzej Różycki


Krzysztof Jurecki

Wspólne dziedzictwo Fotoandrzejozofia

Andrzej Różycki, który zna i ceni twórczość Zofii Rydet, jak mało kto, w 2010 roku stworzył cykl dwunastu fotokolaży. Wykorzystał w nich fragmenty własnych zdjęć oraz z różnych serii Rydet, jakie otrzymał z Fundacji im. Zofii Rydet. Całość serii, która nie ma swego precedensu w światowej historii fotografii artysta określił mianem Fotoandrzejozofia. Nikt wcześniej w ten sposób nie łączył w ramach jednego cyklu fragmentu twórczości innego twórcy. Na pierwszym planie zawsze znajduje się "część" Rydet. Ale ze względu na wielkość drugi plan z Różyckim w "tle" może tez dominować nad pierwszym. 

Warto przypomnieć, że Różycki nie tylko przyjaźnił się z Rydet, którą znał od 1968 roku, ale po jej śmierci wielokrotnie organizował jej ekspozycje, także poruszające problem fotomontażu - Nożyczki a Zofia Rydet (Galeria 87, Łódź, 2010), na której pokazano także prace "pomontażowe" (określenie Różyckiego) z cyklu Rydet pt. Zagrożenie. 

W 2010 roku stworzył jedyny w swoim rodzaju cykl "współpracując" przy nim ze zmarłą w 1997 roku Rydet. Fragmenty należące do spuścizny Rydet są delikatnie podklejone i w każdej chwili mogą powrócić do stanu pierwotnego. Myślenie i praktyka artystyczna Różyckiego nie jest zatem dominujące i zawłaszczające w sposób modernistyczny czy pasożytujący w relacji postmodernistycznej. Jest próbą dialogu i poszukiwania kontaktu z duchowością gliwickiej artystki. W ten sposób Różycki działa w paradygmacie sztuki dawnej, która poszukiwała kontaktu z innymi zmarłymi, w tym artystami.

Wykorzystał fragmenty zdjęć z takich cykli, jak Mały człowiek, Świat uczuć i wyobraźni (najbardziej fotokolażowy cykl i opublikowany album) i Suita Śląska. Skorzystał także materiału bardziej "prywatnego" artystki, gdyż na jednym z fotokolaży widzimy córkę Urszuli Czartoryskiej - Olgę Stanisławską. Wszystkie te zgoła rozczłonkowane i najczęściej chaotyczne fragmenty życia i sztuki zostały połączone w różnorodny sposób. Są prace o strukturze dadaistycznej, ale także nawiązujące do obrazowania klasycystycznego.  Zasada jest następująca: może dominować watek Rydet lub Różyckiego ale może wystąpić też równowaga, która chyba jest najbardziej oczekiwanym stanem. 

Jak już napisałem według mojej koncepcji są to bardzo ważne, niedoceniane prace. Dużo bardziej zajmujące od wystawy Jana Dziaczkowskiego Pozdrowienia z wakacji czy Historie prawdziwe i zmyślone (Narodowa Galeria Sztuki, Zachęta, Warszawa, 2015), który w mojej ocenie, był ciekawszym malarzem, niż fotomontażystą. Ale czy dyrekcja warszawskiej Zachęty słyszała, że jest taki artysta w Łodzi - "Andrzej Różycki"? Jego cykl należy do najważniejszych, jakie powstały w fotografii polskiej w XXI wieku i dlatego powinny być pokazane w warszawskiej Zachęcie, tak jak bardzo dawno pokazano tam prace Zofii Rydet. Kiedy w 1998 roku przygotowywałem ekspozycję Zofii Rydet w Muzeum Sztuki w Łodzi warszawska Zachęta (ówczesny dyrektor Anda Rottenberg) nie była nią zainteresowana. Dodam tylko, że wcześniej takie propozycje do Zachęty pisała również Urszula Czartoryska - kierownik Działu Fotografii i Technik Wizualnych, gdyż ona rozpoczęła przygotowania do organizacji wystawy Rydet w Łodzi, zaraz po jej śmierci w 1997 roku.













Dokumentacja z wystawy W stronę człowieka. W hołdzie Zofii Rydet, fot. K. Napiórkowski

Dokumentacja z wystawy W stronę człowieka. W hołdzie Zofii Rydet, cykl Fotoandrzejozofia,  fot. K. Napiórkowski
Dokumentacja z wystawy W stronę człowieka. W hołdzie Zofii Rydet, cykl Fotoandrzejozofia,  fot. K. Napiórkowski
Andrzej Różycki w czasie otwarcia wystawy W stronę człowieka. W hołdzie Zofii Rydet, fot. K. Napiórkowski
 Dokumentacja z wystawy W stronę człowieka. W hołdzie Zofii Rydet, cykl Fotoandrzejozofia,  fot. K. Napiórkowski



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz